O jezu jak ja się bałam. Przez pół roku chodziłam z pomysłem, przez kolejne kilka miesięcy powstała nazwa, wizja i mapa treści, a ja ciągle się bałam. Nie bałam się pisać, bo pisać lubię nad wszystko. Nie bałam się tworzyć, mówić czy gmerać w WordPressie. Bałam się wystawić.
Jest 1996 rok. Mam 8 lat i precyzyjnie policzone kwestie, które mówię na jakiejś szkolnej akademii. Przed ostatnią jest już mi smutno, po ostatniej przeżywam dojmujący żal, że to już koniec na dziś, że nie będzie więcej występów przed tymi wszystkimi ludźmi.
Hop o 20 lat, jest 2016. Mam wystąpić przed dwiema garstkami ludzi i opowiedzieć o wygranej mojej ekipy w hakatonie. Ćwiczę od dawna, ale i tak dopada mnie atak paniki, dukam przez 20 minut i dopiero potem dopada mnie to wspaniałe uczucie adrenaliny, które kochałam dwadzieścia lat wcześniej. Późno, bo to już czas na pytania od publiczności, których chyba trochę boją się zadać trzęsącej się prelegentce.
Nie chodzi tutaj tylko o wystąpienia publiczne i ataki paniki, po prostu gdzieś między nie-wstydzę-się-niczego a boję-się-wszystkiego zakurzyłam umiejętność wystawiania się. Dlatego decyzja o założeniu tego bloga była taka trudna.
Wystawić się czyli, jak to mówią zagranico, put myself out there, pojawić się na mapie (kolejna kalka językowa), wyjść ze swoimi stworzeniami do ludzi. To może jeszcze nie brzmi źle. Tymczasem sama już definicja słowa wystawić się wisiała nade mną jak ta czarna chmurka nad Kłapouchym:
wystawić się:
1. «stanąć, siąść itp. w taki sposób, aby być widocznym»
2. «poddać się działaniu czegoś»
To pierwsze już trochę swędzi, bo przecież ja taka nieuczesana, ale dopiero to drugie wywołuje straszny niepokój. Poddać się działaniu? Niszczącej sile tych, którzy przejdą nad moim linkiem obojętnie, tych, którzy wejdą na bloga i wyjdą, czy w końcu tych, którzy ze współczującym uśmiechem powiedzą “ej, ale fajnie, że coś tam sobie piszesz”. Nic dziwnego, że najczęstsze zwroty z wystawianiem się to wystawić się na pośmiewisko czy wystawić się na ryzyko.
Bo wiecie, nie wystawiam się tylko z moimi treściami, ale z całym ich kontekstem, przez co kłębek strachu pęczniał o różne powody:
Przecież mam już bloga i czyta go jakieś pińcet osób, chociaż to pewnie moja mama loguje się z pińcet loginów.
Skoro zaczęłam już pisać o polskim kinie, to powinnam nieść dalej wirtualny krzyż czy tam kaganek, a nie pisać o moich najnowszych zakupach – co powiedziałby na to Kieślowski albo chociaż Smarzowski?
Mam 28 lat, czyli jakieś 15 za dużo do stworzenia swojej pozycji w świecie internetów.
Przez większość dni w roku spędzam pół dnia przy komputerze, drugie pół też przy komputerze, a pośrodku trzeciego pół jeszcze oglądam seriale. Co w tym ciekawego? Miałabym o czym pisać gdybym w końcu wybrała się w jakąś dłuższą podróż, ale ostatni raz na przygodowych wakacjach byłam w 2010 roku.
Będę określać swój nowy blog jako o życiu, a to prawie już lajfstajl. Co jeśli wejdę w ramkę marmurowych stolików i azjatyckiej pielęgnacji, której przecież już używam, a stąd tylko mały kroczek do publikacji “mojej porannej rutyny”? Przecież wszyscy mnie wyśmieją.
Pędzona myślą o tym, że przecież ja tak bardzo chcę pisać, a w wystawianiu się nie ma nic złego (chociaż jest dużo strasznego), rozwijałam kłębek:
-
Tak, mam bloga i pińcet fanów (w tym mamę). Poszerzanie tematyki to konsekwencja rozwoju, a Smarzowskiemu nic do tego, bo Wołyń to w ogóle mi się średnio podobał więc w najgorszym wypadku mamy remis w rozczarowaniach. Ania w Kinie zasługuje na przeprowadzkę, a i tu miejsce na dobre polskie kino się znajdzie, nie obawiajcie się.
Moja mama jest starsza ode mnie o 27 lat. Założyła bloga rok temu, odpalił. Wystawianie się jest być może i trudniejsze z wiekiem, ale nie niemożliwe.
“Nudne” życie ma w sobie spory potencjał pisarski – no bo jak połączyć “humanistyczny umysł” z nauką programowania? Jak to jest pracować w internetach? Jakie seriale oglądać? Kto wygra Agenta? Poza tym nie oszukujmy się, między komputerem, a serialami dzieje się całkiem sporo – dopiero co założyłam własną działalność, kupuję działkę budowlaną, za kilka tygodni wielka podróż za Wielką Wodę i małe podróże za małymi wodami. Całkiem rychtyg życie, jeśli pytacie mnie o zdanie.
Ostatecznie wszystko sprowadza się do pytania: “co jest silniejsze?” Strach przed wystawieniem się czy chęć robienia. Po długim czasie, system wypluł odpowiedź:
Cześć, jestem Ania, to jest Rychtyg, a ja właśnie się wystawiłam.
8 komentarzy
Patryk Tarachoń
20 sierpnia 2017 at 11:37Nie denerwuj się tak. Ludzie zwykle nie oceniają, tylko nam się tak wydaje.
Paulin
20 sierpnia 2017 at 11:50Ana, Ana – choć mama często odwiedza Anię w kinie, to pińciuset wejść nie robi – jeszcze ja! ja! Bardzo się cieszę na rychtyg – pisz i mów, mów i pisz (a w międzyczasie zdradź, kto wygra agenta???). Jestem super dumna i lubię Kłapouszka, o!
moreblush
20 sierpnia 2017 at 12:19Cześć Ania. Obiecująco się zaczyna, będę wpadać częściej 🙂
Kasia Kłyś
20 sierpnia 2017 at 16:02Rewelacyjny post! Świetnie, że się „wystawiłaś”, szczególnie że również mnie nieobca była ta dychotomia pomiędzy chęcią tworzenia z jednej strony, a lękiem przed porażką, krytyką czy odwrotnie, niezauważeniem. Ale przyjęłam motto – „robić swoje”. Zobaczymy, jak się potoczy to wszystko. Kibicuję Tobie gorąco! 🙂
Dor.Nina
31 sierpnia 2017 at 20:14Świetny wstęp! Ale tymi latami to spowodowałaś, że i sobie porachowałam wiosny, jakoś tu w internetach ich nie liczę, do tej chwili. Pięknie będę czytać rychtyg ?
Gosia
31 sierpnia 2017 at 22:19Trzymam kciuki. Brawo ?
Agata
10 września 2017 at 07:57Good luck! Będę zaglądać 🙂 Podoba mi się stylówa nowego bloga bardzo 🙂
Krzysiek
12 września 2017 at 19:44Cześć, Aniu. Wcześniej zaglądałem na „Anię w kinie”, ale jakoś ostatnio niewiele (chyba eufemizm) się tam działo, to i jakby rzadziej bywałem. No ale z tej Twojej decyzji jestem bardzo zadowolony. Dlaczego? Ponieważ tamto miejsce z jego samoograniczeniami, a Twoimi zdolnościami do ciekawego pisania zwyczajnie się marnowało. Odkąd pamiętam zawsze byłem pod wrażeniem Twojej zdolności zapamiętywania błyskotliwości/wygadania i prawie nabawiłem się przez to kompleksów. Prawie, bo raz jeden okazało się, że Ania nie jest taka idealna i nie docenia Pragi; ok, młody wiek, zmęczenie i upał to jakieś wytłumaczenie, ale umówmy się, że mocno średnie, prawda? 😉 Hm, 28 lat… To w takim razie było już dosyć dawno. W każdym razie życzę Tobie (a nawet bardziej sobie), by było co czytać.